Pogoda piękna .Upał niemiłosierny nawet słoneczniki głowy pospuszczały.Zjeżdżamy z gór, po lewej zostawiamy Słoneczny Brzeg i Neseber. Obowiązkowo zagladamy jeszcze do centum ogrodniczego i jak zwykle bez umiaru ale mamy pare okazów w Polsce niespotykanych ,. Wspaniała laurowiśnia o drobnych listkwch taka typowo bałkańska, różyczki o niespotykanych kolorach płatków. Aptenie i Jeszce kilka drobiazgów. I to też jeszcze zmieściło się do Mażdzi. Ruszamy mijamy Ravde i mile wspominane Pomorie. Byliśmy tu dwa razy jak mieliśmy po dziewiętnaście i dwadzieścia lat , jeszcze chodząc do szkoły . Nie dojeżdżamy do Burgas tylko od razu za Ahelloy daję w prawo i jadę przez Kobleszkovo. Droga prowadzi przez koszmarnie wysuszone pola . jest po drodze takie miejsce gdzie gośc sprzedaje tylko brzoskwinie i to w wielkim wyborze i ogromnych rozmiarach. Niestety tym razem jego samotna buda w polu tym razem jest pusta. Kieruję się na Starą Zagorę . jednak zanim dojeżdżamy do głównej drogi natrafiamy na wzgórze zimorodków. Dalej dojeżdżamy do …?? Karlobat ??……. Gdzie jeżdżę w kółko po jakimś pokręconym rondzie. Jest tu skansen czy coś podobnego. Mało kto o nim wie wiec jedziemy. Miasteczko nieduże , ale różnorodne , kościoły , cerkwie jest nawet kilka meczetów.
Pamiętam te budki jeszcze zczasów komuny . Była wtedy Militia i KAT
Droga coraz gorsza , pozdrawia nas niezwykle sympatyczna rodzinka. Jeszcze kilkaset metrów i jest jakaś brama. Po chwili nie mamy wątpliwości , to tu. Ruszamy na spacer . Chodzimy małymi uliczkami między staro bułgarskmi zabudowaniami. Wygląda to tak , że na parterowej podmurówce dobudowane jest sporo szersze drewniane piętro często podparte drewnianymi krokwiami. To właśnie typowe dla tego kraju , teraz już tak się nie buduje ale to co pozostało jest ciekawe , powiedziałbym bardzo ładne i nietypowe.wygląda wspaniale. Jakieś małe papu i pomału wracamy . kierunek Płowdiv , niestety kolejny raz omijam Stara Zagorę . Miasto na na tle wzgórz nie wygląda specjalnie ciekawie. Teraz już wiem , że jest tam cos w rodzaju małej starówki na razie jednak zostaje z boku. Po kilku kilometrach gwałtownie hamuję i na wsteczny . ???? Jak to co – :0 sklep ogrodniczy. Jest jeszcze kilka rzeczy które chciałbym kupić. Szczególnie pięknie kwitnące na żółto czerwono coś w rodzaju akacji ale krzewiaste, nawet udało mi się to coś wysiać trzy lata temu . Urosło to do 25 cm i padło . Ba nawet pierwsza zimę przeżyło na dworze mimo iż łodyżka miała jakieś 1,25mm średnicy.
Przed nami Płowdiv , duże miasto jak na Bułgarię . Od razu podjeżdżamy pod staromiejskie wzgórze . Tak naprawdę mało wiemy na ten temat . Jak zwykle oparliśmy się na obrazkach i reprodukcjach kupionych w Neseberze i innych miejscach. Jak zwykle też nie oszukaliśmy się i wybór był strzałem w dziesiątkę . Na początek mamy trochę problemów z parkowaniem , o po chwili jednak znajduję sobie jakieś miejsce . Nie jestem do niego specjalnie przekonany . samochód zapakowany do oporu widać jak , siedzi . W maździ cały nasz dobytek , laptopy , kamery. Weź to teraz zostaw . W Szwajcarii bym się zastanawiał. Nigdzie niema strzeżonego parkingu. . Macham ręką , pal licho idziemy. Nawet gdyby był płatny to i tak cieć tylko by kaske zbierał , nie zwracając uwagi na fury. Idziemy małą uliczka , mijamy ładne domy, już robi się fajnie. Okazuje się , że to tylko przedsmak tego co ujrzymy za chwilę . A będzie to kolejne Bałkańskie cudo.
Kamieniczki coraz ładniejsze , kolorowe. W nich malutkie sklepiki, czasem trafi się winiarnia . wspinamy się coraz wyżej i dalej . W koło coraz ładniej. Kamieniczki teraz już nawet dwu trzy piętrowe wcześniej takich nie widzieliśmy . Styl zachowany. Śliczne miasteczko. .
Tuptamy sobie po kamiennych uliczkach co raz mijając wspaniałe budynki i pomniki . W ten sposób dochodzimy do starożytnego kamiennego amfiteatru. Okazuje się , że mimo upływu czasu teatr nadal działa , właśnie krzata się jakaś silna ekipa i rozkłada poduszki, takie pod tyłek. Niestety nie załapiemy się na spektakl , może innym razem , a może zwijali te poduszki sam już nie pamiętam.
Kawałek dalej zaglądamy do cerkwi w środku pusto, z przyczajki robię kilka zdjęć ale jakaś siostra natychmiast mnie namierza. Oczywiście rżnę głupka głupio wpatrując się w sufit . Przygląda mi się i po chwili grozi palcem. Wróżka czy co , przecież mnie nie widziała
Chodzimy po kamiennych uliczkach , ku naszemu zaskoczeniu ta mała śliczna dziewczynka w jakiś sposób jeździ po nich na ….hulajnodze.
Po pewnym czasie jesteśmy na samej górze . stąd doskonały widok na całe miasto. Wszędzie ceglane dachy domów. Lśniace pozłacane wieże kościołów i cerkwi . Strzeliste minarety meczetów. Piękny widok. Dochodzimy do ruin starego grodu. Niewiele już z nich zostało ale część murów stoi. Widać , że to znane miejsce spotkań młodzieży bo par mnóstwo. Turystów niewielu , może dlatego , że to już po 25,08 czyli po sezonie, do tego poniedziałek.(?). Na samym końcu uliczki prowadzącej na szczyt kamieniczki wyjątkowej urody. W jednej z nich jakiś sklepik z rękodziełem . Robimy sobie kilka zdjeć.
Najpierw Płowdiw. Starówka cała na wzgórzu, całe popołudnie szwędamy się po niej, starożytny tracki amfiteatr, malutkie ściśnięte domki , stylowa typowo bułgarska zabudowa. Cudo !
Jedziemy dalej, Asenowgrad, Bułgarzy mówią, że wspaniałe miasteczko mnogo hubovy, nie wiem, dla nas nic szczególnego. Na szczycie w górach zamek. Ciemno już. Idziemy na kolację, restauracja elegancka w górach, trafiamy na bułgarskie urodziny, w zasadzie jesteśmy jedynymi obcymi, biesiadników około trzydziestki, bawią się, śpiewają, tańczą bez wytchnienia swoje ludowe tańce. Wszyscy bez wyjątku. Babcie, wnuki, panowie, panie, dziewczęta, zawsze razem, pięknie to wygląda. Od lat jesteśmy zauroczeni sposobem zabawy zwykłych Bułgarów. A już to co w tańcu potrafią ze swoim ciałem robić dziewczynki od najmłodszych do panienek, trudno opisać, a nawet w to uwierzyć, to trzeba zobaczyć.
Ranek . Ruiny zamku na samym skalnym szczycie , wysoko jak nie wiem co , aż strach wchodzić ale idziemy … pierwsi ze wszystkich , sami we dwoje , po godzince niczym kozice schodzimy . Dalej nikogo nie ma . Dziwne.
Nagle nie wiadomo kiedy , zaroiło się od biegaczy i tych .. jak ich nazwać ? Tych od kijków nordicwalking .
No , nie wiem co myśleć. Jak nie garnki to buty, ciekawe co wywieszą Grecy ? 🙂
Jedziemy dalej. Głęboko w górach skalne mosty,
droga wąska i bardzo kręta, kilkanaście kilometrów czegoś takiego. Dojeżdżamy, na miejscu może z pięć samochodów. Wspinamy się, schodzimy do pieczar, samo miejsce imponujące, robi wrażenie.
Wracamy .
Warto zaczynać wszelkie zwiedzanie z samego rana , nie wiadomo kiedy zrobiło się gęsto od ludzi jak w ulu.
Jedziemy dalej, kolejny cel – Monastyr Baczkowski, drugi co do wielkości po Rilskim. Znowu pod górę, teraz to już chyba za karę. Monastyr jak każdy inny, nie robi już wrażenia, do tego nie można robić zdjęć. Jednak warto było wejść dla samej publicznej ceremonii święcenia przez popów wody w beczkach.
.Przed nami Pamporowo, takie Bułgarskie Zakopane. Nic wielkiego, może dlatego że to lato ale poczułem się przez chwilę jak w Austrii, to przez te wielkie Hotele na stokach , bardzo podobne. Ciekawostka, od Płowdiwu do Pamporowa przez całą drogę miejscowi sprzedają miód i kolorową fasolę, niemalże wszędzie, w każdej wsi, miasteczku, na każdym parkingu czy jakiejś wysepce. I to w tylu odmianach, że to aż niemożliwe, żeby każdy był inny.
Teraz jakieś 60 km przez góry i jesteśmy w Grecji.