Część 2
Belfort
Po kilku kilometach skręciłem w strone Renu. Wiele sobie po nim obiecywałem . Zupełnie niepotrzebnie.
Najpierw pokazał się szeroki kanał który mnie z miejsca zmylił a dopiero póżniej właściwy Ren . Z jadącego samochodu , przez migające barierki niczego nie było widać . Jakieś nabrzeża , barki . Kilka sekund i Francja.
Przed nami Miluza , Dijon , Lyon , Avignion , Carcassone . Prawie 900km. Dam radę , przynajmniej do Avignionu .
Zaraz za mostem wjechałem pod jakieś spore wiadukty . Po kilku kilometrach trafiliśmy na kładki umożliwiające przejście zwierząt nad autostradą .
Kawałek dalej wystawiony jak pomnik pierwszy , muzealny już egzemplarz TGV a raczej jego fragment. Jechaliśmy tak sobie bez zbędnego pośpiechu . Minąłem Miluzę , wjechałem do jakiegoś Belfort i nie zwracając kompletnie uwagi na nazwy i znaki jechałem sobie autostradą przez miasto między ekranami i tyle . Nagle Iwonka się wydziera . Patrz !!!!
Przez brudna szybę widać wielka górę i wielka twierdzę a raczej FORT . W końcu to BELFORT . Co było robić ? Trzeba było zjechać .
W oddali na wysokim , stromym wzgórzu znajdowała się monumentalna , potężna cytadela. I to taka bardziej współczesna . Żadnych tam wieżyczek i innych krużganków czy hurdycji. U jego podnóża rozłożył się lew z czerwonego piaskowca wielkości sporego …. domu. Lekko ponad dziesięć metrów wysokości i ponad dwadzieścia długości.
Mijając małą starówkę po 200 -300 metrach dojechaliśmy do parkingu przed twierdzą . Już sam parking otoczony był murami z otworami strzelniczymi. Stąd można było podziwiać całość w pełnej krasie . Z dołu wzgórze bardzo wysokie do tego potężne mury , bastiony , będę nazywał to fortem. Nad wszystkim dumnie powiewająca francuska flaga. Pogoda tylko była lichutka , tak szaro i smutno.
Na parkingu stały poza naszym może ze dwa samochody.
Ogarnęliśmy się trochę i jazda do środka. Umrę w połowie drogi , pomyślałem . Nagle na ten nasz pusty , zapyziały parking podjechał tramwaj turystyczny z trzema małymi wagonikami ciągnięty przez wiekowego Citroena . Taki mały bus , kurdupel. Miał chyba z 50 lat , a może i więcej . Cienko i śmiesznie wyglądał ale wwoził jakoś turystów na górę i to było najistotniejsze.
Kupiliśmy bilety i grzecznie czekaliśmy na początek podróży . Karawana najpierw przejechała kilkoma wąskimi uliczkami po czym wjechała przez wielką bramę wkomponowanąw wysokie umocnienia oddzielające miasto od terenu fortu .
Wspinał się ten lichy busik z wolna , wąską , wyasfaltowana uliczką dzielnie zostawiając za sobą kolejne metry . Kręcił się serpentynami pośród murów , przejechał tuż pod samym lwem . Chwilę później minął jakąś czarna tablicę na której w ostatniej chwili zauważyłem jakby polskiego orzełka . Byłem tak zaskoczony , że aż mi zdjęcie wyszło nieostre. Nie zdążyłem niczego ustawić . Dojechaliśmy do bardzo niskiej i wąskiej bramy od której zaczynał się właściwy fort .
Jakimś cudem zmieścił się do środka , po drodze pokonał jeszcze kilka takich bram a nawet długi , tunel . O dziwo w jakiś magiczny sposób wyrabiał się na wszystkich zakrętach.
Mijaliśmy po drodze bastiony , szańce , umocnienia , prawdziwe grube mury obronne , strzelnice i bunkry.
Wreszcie dojechaliśmy na sam szczyt pod budynek wielkich koszar , który jednocześnie był częścią najwyższych umocnień . Na nim to właśnie znajdował się maszt z flaga tricolores.
Okazało się też , że koszary są platforma widokową z przepiękna panoramą na cały fort i okolicę . Dochodziło się do niej po umocnieniach. Schodkach osłoniętych od pionowych ścian urwiska jedynie niską barierką . Nigdy nie ufam takim sprzętom . Nie raz widziałem i sam łamałem rakie rurki na mrozie a w dole przepaść.
Za to widoki na miasteczko w dole przepiękne , szkoda tylko , że tak szaro . Widać doskonale wieże katedry St. Christopher . Jedna z nich jakby w remoncie , to chyba jakaś tradycja albo klątwa ale o tym później , przecież jeszcze nic o tym nie wiemy.
Całość wypełnia czerwień dachów pokrytych dachówką . Świetnie widoczny układ ulic. W dali współczesna część miasta . Z tej wysokości widok wspaniały .
Teraz sam fort : mury dokładnie wkomponowane w teren , żadnych pustych miejsc . To nie było miejsce dla rycerzy i łuczników tylko warownia mająca przetrwać bombardowanie.
Stąd dopiero widać potęgę tego miejsca , gwiaździsty układ murów . kształt umocnień . W dole , w pionie sylwetka lwa .
Na samej górze w drodze na koszary mały bastion a w nim trzy proporce w narodowych kolorach.
Panoramę okolicy można podziwiać spoglądając przez płatne lornetki . My tym razem nie zapomnieliśmy, Mamy ze sobą wiekową , radziecką , po dziadku. Bez żartów .Ruska nie ruska , dla mnie doskonała . Dużo lepsza niż współczesne dziwadła .
Z każdej strony wystawiony stół , platforma z mapką określającą szczegóły widoczne do horyzontu .
Tablica . Tekst Balzak
Jak Balzac powiedział: „Chwała jest słońcem zmarłych.”
La gloire est le soleil des morts
Chwała jest słońcem zmarłych
Znowu jesteśmy na placu przed koszarami . Jest toaleta . Ho, ho , dokładnie taka jak trzeba . Jak nic rok 1915 J
Już mieliśmy wsiąść do naszego pociągu ale ostatecznie stwierdziliśmy , że w dół damy radę i wszystko na spokojnie przepatrzymy. Teraz dopiero mogliśmy spokojnie przejść pustymi tunelami , które ciągnęły się jeden po drugim przecinając kolejne umocnienia. W kilku miejscach można było podziwiać oświetlone eksponaty. O mały włos przejechałaby nas ta karawana. W tunelach wąsko , nie ma się gdzie schować . Dobrze , że wolno jechał i trąbił co chwilę . Teraz dopiero wdać było jak ich jest dużo a prawie każdy z nich zamykany brama , przed każdym przepaść z przerzucona nad nią podnoszoną kładka .
Wcześniej nie było efektu , nie było tego widać gdyż karawana wjeżdżała w każdy zajmując całe jego wnętrze od ścian do sufitu , robiąc przy tym mnóstwo huku . Robiło się tylko ciemno , głośno i tyle. Nie spiesząc się zwiedzaliśmy sobie zielone zakamarki fortu .
Pomału doszliśmy do wyjściowej bramy. Kawałek dalej wmurowana w ścianę wzgórza czarna , lśniąca tablica . Na niej przedwojenny orzełek i pamiątkowy tekst .
Okazało się , że podczas kampanii francuskiej w czerwcu 1940 roku w rejonie walczyła polska 2 Dywizja Strzelców Pieszych, pod dowództwem generała B. Prugara-Ketlinga. W ostatniej fazie walk dywizja osłaniała przed Niemcami odwrót 45 Korpusu Francuskiego, w którego składzie walczyła. Żołnierze polscy otoczeni przez przeważające siły niemieckie, przekroczyli granicę francusko-szwajcarską gdzie zostali internowani .
No proszę , jak miło .
Podchodzi do nas trójka turystów . Patrzą na tablicę po czym walą po ….polsku . No proszę , rodacy , kto by się spodziewał.
Teraz walimy do lwa . Jesteśmy na skwerze tuż przed i pod nim . Położony jest pod centralną częścią klifu , jakby po środku cytadeli bezpośrednio pod koszarami . Z tej perspektywy wydaje się dumny i ogromny .
Jest symbolem heroicznego oporu miasta podczas ataku i oblężenia Belfort przez wojska pruskie w 1870-1871 roku . Oblężenie trwało ponad sto dni . Szesnaście tysięcy Francuzów , z czego tylko 3500 tysiąca stanowili wyszkoleni żołnierze , broniło Belfort przed 40.000 żołnierzy regularnej armii pruskiej. Dopiero po podpisaniu zawieszenia broni , na rozkaz rządu francuskiego Belfort skapitulowało , jednak pod warunkiem swobodnego i bezpiecznego opuszczenia fortu wraz z bronią i amunicją . Dzięki temu rejon Belfort nie został przyłączony do Niemiec jak pozostała część Alzacji i Lotaryngii .
Lew jest dziełem Frédérica Bartholdiego , tego od słynnej Statuy Wolności w Nowym Jorku . Rzeźba w całości została wykonana z bloków czerwonego piaskowca . Każdy z nich wykonano osobno , przetransportowano pod wzgórze i tutaj złożono w całość. Być może materiał pochodził z pobliskiego kamieniołomu , gdyż ten sam kolor posiada główna brama i katedra o której pochodzeniu materiału coś nie coś wiadomo. Lew od ponad 135 lat czuwa nad miastem ( 1880 r. ), którego stał się integralną częścią tożsamości .
Tuż pod nim wejście do małych podziemi . To muzeum .
Dowiadujemy się , że Cytadela BELFORT – to ważny , strategiczny punkt na pograniczu niemieckim, broniący naturalnego przejścia pomiędzy Wogezami a górami Jura (Brama Burgundzka).
Że budowę cytadeli rozpoczęto w 1687 roku i , że ( co już jest dla mnie pewnym zaskoczeniem ) jak większość twierdz francuskich zaprojektował ją i wybudował francuski inżynier wojskowy i architekt Sebastian Vauban .
Znam gościa , to ten sam , który stworzył całą sieć francuskich twierdz w Alpach Francuskich i w innych rejonach Francji .
Ten facet to całkiem ciekawy przypadek . Dla niewtajemniczonych podpowiem , że gość urodził się w 1633 roku i o osiemnastego roku życia służył w wojsku . Zaczął jako kadet a skończył jako marszałek Francji.
W wieku 22 lat został mianowany inżynierem królewskim. W 1669 roku został wyznaczony przez Ludwika XIV generalnym inspektorem twierdz.
Przez kolejne 50 lat życia brał udział w 53 oblężeniach i 140 bitwach .
Zbudował 33 i przebudował 300 twierdz !!!
Mieliśmy już okazję spotkać się z historią tego pana wcześniej , zimą w Brianson.
Resztę eksponatów oblecieliśmy bez specjalnego angażowania się .
Po chwili byliśmy na zewnątrz.
Jeszcze tylko kilka zakrętasów i mijamy bramę zewnętrznych umocnień . Po kilku u chwilach jesteśmy przy samochodzie.
Wypadałoby iść teraz na widzianą wcześniej starówkę z rynkiem. Nie ruszamy auta , przejdziemy ten kawałek , zresztą jeszcze mamy ważny bilet .
Uliczki wąskie , kamieniczki ładne ale trafiamy też na jakieś szarobure , ciemnie miejsca i budynki . Po kilku minutach jesteśmy na placu . Chyba był tu jakiś koncert albo dopiero się odbędzie . Scena , jakieś graty. Nie lubię tego . człowiek chciałby coś fajnego zobaczyć a tu zawsze przy weekendzie rynki i place zawalone krzesłami i przesłonięte sceną . Który to już raz ?
Na rynku altana ??? to ma nazwę . Jest też ładny budynek ratusza , na nim flaga .
Przed nami katolicka Katerdra Belfort a raczej Saint-Christophe de Belfort . Od 1930 roku uznawana za narodowy zabytek Francji .
Budynek została zbudowana jako kościół między 1727 i 1750 rokiem przez biznesmena Henri Schuller’a , którego syn był tu później kanonikiem .
Został zbudowany z czerwonego piaskowca wydobytego z kamieniołomu w Offremont, trzy kilometry od Belfort. No właśnie , pewnie stąd pochodzi również lew J
Kościół otwarto w 1750 roku . Kroniki podaja , że północną wieżę ukończono dopiero w 1845 roku.
Dopiero jednak w dwudziestym wieku w roku 1979 St. Christopher został podniesiony do rangi katedry.
====================================
Odrapane miejcowy areszt.
Wiezienie urocze .
Zleciało nam tu trzy godziny ale o co chodzi ? Fajnie i warto było. Odjeżdżamy spod twierdzy . Podobno oświetlony nocą lew tworzy na niebie wraz z twierdzą magiczną scenerię , podobno J
Na noc nie czekaliśmy . Lwa zostawiliśmy na pastwę ciemności i ruszyliśmy w dalszą drogę odkrywając jeszcze po drodze w bezpośredniej bliskości cytadeli półkoliste czapy bunkrów . Porośnięte trawą , ukryte wśród zieleni , absolutnie niewidoczne z góry . Nie zatrzymywaliśmy się już Po dziesięciu minutach opuściliśmy Belfort . Za miastem przejechałem jeszcze pod żelbetonowymi wiaduktami po których śmiga TGV i już bez przerw jechaliśmy w stronę Dijon. Niestety Francuzi zaczęli się bezlitośnie upominać o opłaty za autostrady . Coraz bardziej doceniałem nasz piękny nadwiślański kraj. Ceny bez porównania .
Belfort
IMG
dsc
======
img