browser icon
You are using an insecure version of your web browser. Please update your browser!
Using an outdated browser makes your computer unsafe. For a safer, faster, more enjoyable user experience, please update your browser today or try a newer browser.

2013 – 10 – Bułgaria – Obzor 2013

Posted by on 3 czerwca 2014

Część  10 

 

    Obzor  2013

 

SONY DSC   SONY DSC  SONY DSC

OBZOR

SONY DSC

 15

Pogoda jak marzenie, tak naprawdę to upał straszliwy, dobrze, że wiaterek choć minimalny, to nad samym morzem daje trochę ulgi, ale niewiele.

Obzor charakteryzuje się największą, w całej Bułgarii, ilością dni słonecznych w roku oraz dużą zawartością jodu w powietrzu. Stąd grecka nazwa Heliopolis.

Wszystko tu w tym roku inaczej, hotel rozbudowany i odnowiony. Nowe pokoje,  apartamenty,  sklep na dole. Tylko restauracja i dwa stare „nasze apartamenty z tarasem „ bez zmian. Niestety wiemy, że w tym roku tamte są zajęte i będziemy mieszkali w zupełnie nowym, luksusowym , tuż nad sklepem.

SDC10603 

Idziemy do restauracji na dole.

SONY DSC

 Z nieukrywana radością wita nas obsługa czyli starzy znajomi. Co prawda jest kilka nowych twarzy przede wszystkim dwie młode ładniutkie dziewczyny, które pracują tu dopiero od tego sezonu. Nie ma Vlado, supergościa a jednocześnie plażowego playboya z nieodłaczną piłką. Jest za to Misza, fajny niski chłopaczek, przepraszam bardzo fajny :). Po chwili wpada Lubo czyli sam szef, ubrany jak zwykle na sportowo, jak zwykle też pyta „ Kak jest – dobre ?” i od razu z uśmiechem proponuje rakiję, nie odmawiam. Natrzepałem się trochę kilometrów o suchym pysku, teraz już mi wszystko wolno. Wreszcie pojawia się gospodyni, jak zwykle małomówna, zupełnie bez emocji, bez uśmiechu, jak zwykle z kamienną twarzą zaczyna od tematu „ kwartiry – staja” . Jeszcze zanim zdążyliśmy coś powiedzieć, ta już mówi, że przyjechaliśmy o dzień za wcześnie, ale „spokojno” , ona ma dla nas pokój na tę noc a na drugi dzień będziemy w docelowym. Mówi, żebyśmy chwilę poczekali i po chwili daje nam klucze od małego pokoju drugim piętrze. Jakoś damy radę tę jedną noc. Wchodzimy na górę, zaglądamy do tego dawniej lichego , małego pokoiku a on jest całkiem do rzeczy i ma może nie taras, ale spory balkon , do tego wychodzący na morze. Wcześniej byliśmy tu po sąsiedzku, pokój obok i pamiętaliśmy, że to jeden z najgorszych pokoi a tu taka niespodzianka. Do tego kosztuje 15 € mniej niż nasz docelowy.

Prawdziwa niespodzianka.

SONY DSC

Na morzu fale, niby nic dziwnego, ale nie tutaj. Przez ostatnie sześć lat fale podczas naszego pobytu może były kilka razy a takie duże to tylko po 25 sierpnia.

SONY DSC

Z poziomu plaży wyglądało to tak :)

SONY DSC  SONY DSC

Jednym słowem dupa z kąpieli.

Rozpakowaliśmy się pobieżnie, kąpiółka, świeże ciuchy. Wymieniliśmy uwagi  od razu zacząłem negocjacje Lachezarem ( syn ) a propos pozostania w tym pokoju. Pomarudził coś, ale nie mówi nie. Pokazał mi nasz nowy apartament, do którego ewentualnie trafimy jutro. Znów mnie wkurzył , bo obiecywał drugie piętro a pakuje mnie na pierwsze. Wyszedłem na balkon a tu kolejna niespodzianka. Wszystko z dołu widać, nie lubię tego. Zawsze wieszamy jakieś ręczniki, ale tu nie będzie jak.

Za to nasza Czernomorska ulica jak nowa,  nawet ponad stuletnie zrujnowane do niedawna chałupki na skarpie wreszcie odnowione . Prawdziwe skarby.

SONY DSC

W końcu zeszliśmy do restauracji.

  IMG_4290

Tam już czekała na nas Wala. Wyściskaliśmy się serdecznie i do stołu. Pojedli,  popili, pogadali i na obchód Obzoru.

 Najpierw obowiązkowo do Trakijskiego. 

IMG_4257

Zaglądamy a tu Slavena i Eva jak rok temu, niestety nie widać naszego ulubionego Saszki. Jeszcze nas nie zauważyli. Wchodzimy. Jest szef ,  jak zwykle z wnuczką. Siedzi na swoim miejscu , zawsze tym samym.  Od razu nas poznaje. Po chwili wchodzi szefowa , uśmiecha się i staje za barem . Dopiero teraz zauważam , że nie ma Laszko. Dziewczyny też nas poznają . Slavena zaspokaja naszą ciekawość dotycząca stanu kadry i przyjmuje zamówienie. Dla mnie zestaw tradycyjny,  zamawiam kavarnę w tygielku i zimne piwo Bojarkę , no i chliab. Iwonka szopską , jak zawsze.

IMG_4258   SONY DSC

Na przystawkę zmawiam smażone małe rybki. Myslałem o kiku rybkach, ale po starej znajomości dostałem całą michę.

 Kavarna

Okazuje się, że młokos Saszka ożenił się i pracuje teraz w …… Skt. Petersburgu. Też go poniosło. Szkoda, taki był fajny koleś. Co prawda będzie pasował do tej Rosji jak nikt, bo on taki mały drobny blondynek, taki Sashka właśnie, w życiu nie przypominał Bułgara, za to 100% Rosjanina.

 

Sashka

Sashka 2

 

Jak zwykle jesteśmy wyjątkowo traktowani. Po chwili na stole ląduje dzban wina od gospodarza.

 Zjadamy pyszną kolację, robimy spacerek poblizkimi uliczkami i wracamy do Bissera. Wieczór kończymy w restauracji na dole.

IMG_4298       IMG_4297

Mimo dopiero co zjedzonej kolacji jeszcze raz składamy zamówienie.Tradycyjnie smażony kaszkavał z frytkami , sałatka szopska i piwo .

Wala jak zawsze śmiejąc się sama sobie odpowiada „ guliame nalivno ” ( duże z beczki ). Już bez zbędnych słów dostaję rakiję. Przychodzi czas na śpiewy Anji, a tu niespodzianka , nie ma jej w tym roku . NIEMOŻLIWE. Będzie trochę spokoju. Jest za to specjalista od puszczania muzyki z MP3 , ciekawi mnie jakie ma na to papiery ? Dziwi mnie to gdyż znając podejście Neli do takich rzeczy, wiem, że nie wydawałaby kasy na jakiegoś łebka gdy coś takiego mógłby robić jej syn, a właściwie każdy i to za free i to z przyjemnością.

Patrzę na Miszę i od razu zwracam uwagę, że w przeciwieństwie do reszty załogi ma czarna koszulę. Mrugam na niego i stwierdzam „ Misza ty teraz manager”, nie zaprzecza i z uśmiechem się oddala. Przysiada się Nelka, nawiązuje rozmowę , jakaś taka wyluzowana, powiedzmy miła, jak nigdy. Niestety już po chwili przechodzi do konkretów. Kwartiry, dengi, te sprawy. Pytam o Miszę, potwierdza nasze spostrzeżenia. Miszka najmniejszy ale najważniejszy :)

 Prawie jedenasta, ja już po kilku rakijkach. Nie mam do niej oporów takich jak inni. Lubię ją, zawsze kojarzy mi się z Bułgarią. Zresztą jak pić co innego mając takie winogrona tuż nad głową.

SDC10539

Nigdy w BG w restauracji nie piłem zwykłej, czystej wódki, za to z upodobaniem rodzimą Mastikę. To regionalna atrakcja, zupełnie niespotykana. Smakuje jak typowy trunek okolic morza śródziemnego, jest to wódka z anyżku. Ma w sobie rózne dodatki, ale smakuje dokładnie jak OUZO. Mastka, Pastis, Raki , Arak i Ouzo to jedna rodzina, trafiają się też inne nazwy w zależności od kraju. Mastika ma jednak wyjątkową niepowtarzalną cechę . Otóż w niskiej temperaturze alkohol oddziela się od wody i w oszronionej butelce pojawiają się tysiące świecących, malutkich, lodowych kryształków. Efekt jest niesamowity taka lodowa kaszka w płynie, do tego minimum 47 % . Smak anyżku i lukrecji. Może to niektórych słabeuszy zwyczajnie zwalić z nóg już przy pierwszej próbie. Tak od ręki, natychmiast.

Nie dziwota , zrobiona jest z dodatkiem olejków Anyżu, anyżku ( to nie to samo ) i kopru włoskiego ( to już prawie to samo ) .

SONY DSCSONY DSC

Często podaje się tu mastikę z miętowką. To taki popularny drink. Nazywa go obołok, czyli ( chmura, obłok ), ale to popularna  nazwa tego czegoś w całej BG.

 

 Sama Mentovka ( menta ) to bardzo słodki, miętowy likier. Idealnie się komponuje ze Spritem, ale też i tu wszystkich zaskoczę z ….  mlekiem. Mocno schłodzona, jedna i druga kompozycja doskonała na na upalną plażę. Oczywiście przy barku pod parasolem. 

 Powoli zaczyna się kręcić Lubo, wiadomo szef pilnuje interesu. Podchodzi do nas i pyta czy mam ochotę na rakiję . Odpowiadam, że właśnie piję ale …. 🙂  On prawie oburzony mówi  z naciskiem „ domosznoj ” !!!  To największa chluba i honor każdego bułgarskiego gospodarza. Każdy pędzi tu swoją i uważa, że jego jest oczywiście najlepsza. Co robić ? Człowiek nie jest taki , żeby gospodarzowi przykrość robić. Domoszna kolorek ma bardziej intensywny, smak i zapach też, w ogóle jest taka ostra. Nie jeden by się zawinął. Iwonka po pierwszej próbie umoczenia ust i to wyłącznie dla poczucia smaku,  dyskretnie zmyka do pokoju . Ja zostaję. Lubo coś knuje, chyba chce mnie tą rakiją złamać albo zaskoczyć, ale dziwię mu się. Zna mnie tyle lat i jeszcze próbuje, lepiej niech sam uważa, bo moc jest ze mną. Po drugiej kolejce wraca jednak rozliczać kelnerów i barmana. Ci co już skończyli powoli sprzątają restaurację . Wiele roboty nie mają .

Stoliki do czysta. Zdejmują ludowe, czerwone obrusy, ławy na skos i koniec. Jak zawsze siedzę do końca, w końcu gdzie mi się śpieszy. Po północy cała załoga zasiada do stołu , teraz każdy dostaje firmowy obiad. Jest zupka Topczeta. To coś jak pomidorowa, tylkoz jogurtem i klopsikami, do tego osobno bardzo ostra zielona czuszka. To  jedyna zupa, którą można w tej knajpie dostać po południu. Na drugie pulpeciki z frytkami i tona pomidorów, ogórków i ostrej papryki. Jest po północy. Zjadają, śmieją się i do domu. Pewnie nikt nie wie, ale to paskudna robota. Dwanaście godzin zasuwania, gorąco jak w piekle, kasa taka sobie.

Za to napiwków sporo, ale się nimi   …  nie dzielą  …  każdy pracuje na swoje konto. Nie uważam tego za dobre, bo każdy rewir ma inną klientelę.

A np. na piętro trzeba się nieźle nalatać, a jak jest mało ludzi to w ogóle jest tam pusto i z napiwków nici. Przy barze w ogóle nie ma ludzi, ale barman zarabia trochę więcej. Do tego sympatie i różne podobne zależności. Wiadomo, że jeśli tylko będzie wolne miejsce usiądziemy przy stoliku Wali. Napiwków jest sporo, na pewno się opłaca, tylko nie w każdym rewirze. Nie wiem jak oni znoszą takie zasady, ale to ich sprawa. Byłoby im z tym źle to by to zmienili tym bardziej, że znają się jak łyse konie bo……. i to kolejna porażka .

Wszyscy śpią w jednym, wynajętym, dużym pokoju. Dwanaście osób na polówkach przez prawie trzy miesiące. Dziewczyny, chłopaki , Anja z Walio – małżeństwo  i nasza Wala. Choć ona przy nich jest jak matka. Wszyscy w jednym pokoju, tragedia. Jak w łagrze. Pieniądze , które zarobią i odłożą, muszą im wystarczyć na utrzymanie siebie a nie rzadko całej rodziny przez resztę miesięcy w roku. Nie mają lekko. Roboty poza wybrzeżem prawie nie ma. Wioski w głębi lądu to bieda aż piszczy , w małych miasteczkach  to samo.

 Próbuję wyciągnąć Iwonkę na wieczorną wizytę na plaży. Niestety, jest zbyt zmęczona. Lekko nakręcony idę sam, liczę , że spotkam Jezusa.

SONY DSC

Nie , nie ! Nie jestem jeszcze tak nawalony, po prostu tak ma na imię jeden z barmanów w małej knajpce na naszej plaży. Mało tego, z twarzy i sylwetki jest nieprawdopodobnie podobny do wizerunku Chrystusa w polskich kościołach, po prostu skóra zdjęta. Kiedyś nie wierzyłem, że ma tak na imię ale pokazał dokumenty. Widać, że do tego ojciec prorok, a matka wróżka, bo skąd by wiedzieli, że będzie miał akurat taką gębę jak dorośnie. Schodzę na plażę, morze szumi, wiaterek ciepły, podchodzę do naszego trzcinowego barku a tu jakiś nowy chłopak, ludzi zero. Zaczynam go odpytywać o innych, a ten , że tamtych już nie ma, jest nowy właściciel i tyle. Szkoda , znaliśmy tu wszystkich, w końcu sześć lat z rzędu to już coś. Rozsiadam się i tradycyjnie proszę o rakiję. Zagaduję młodego zamawiając kolejne rakijki. Kolega podaje i bierze się, jak mi się wydaje za sprzątanie i zamykanie. Pytam o co chodzi ? On, że teraz knajpa jest tylko do drugiej. Cholera jasna pomyślałem. Wszystko tu zamykają  między 23-24. To był jedyny całodobowy lokal na powietrzu w najbliższej okolicy. Najpierw siedziało się gdzieś w knajpie na mieście, później w naszej a po północy tu na plaży. Często aż po wschód słońca , często nawet dłużej. Nie ma Jezusa , nie ma chłopaków, nie będzie muzyki, nie będzie super drinków i zabawy do białego, a raczej pomarańczowego rana. Co robić ? Jakoś trzeba będzie inaczej to sobie zorganizować. Słaby już byłem , dałem mu dychę i wturlałem się jakoś pod tę naszą górkę. Udało mi się nawet wdrapać na te trzecie piętro. Padłem na wyrko i lulu .

16 

Rano, wychodzimy na balkon, widok ładniutki, w dali duży statek ,  pewnie płynie do Warny a może do Constancy albo Odessy.

SONY DSC 

  słoneczko jak marzenie, morze błękitne, ale fale niestety coraz większe.

SONY DSC

Przy takich falach ratownik pozwala jedynie na wejście do kąpielówek i to też nie wszędzie.

SDC10464SDC10512

I to tylko gdy stoi przy brzegu i sam pilnuje. Najczęściej jednak, słychać tylko gwizdek i wszyscy mają wyskakiwać z wody, nie ma żartów.

Najgorzej mają dzieci, co im powiedzieć, że w tym upale nie mogą wejść do wody. Upilnować je trudno a żywioł aż strach.

SDC10466

SDC10503

Szykujemy się do wyjścia . Zabieram nasz wspaniały, pomarańczowy parasol.

   SONY DSCparasol 2

 Jest wyjątkowy i z kształtu, i z koloru , i materiału, i wszystkiego . Nikt tu takich nie ma. Po pierwszych pobytach stwierdziliśmy, że zakupione tu na miejscu parasole nic nie dają, taka zwykła tandeta. Chronią przed słońcem tylko pozornie. Iwonka nie wychodząc z pod takiego bułgarskiego nawet na chwilę, po południu była zwykle spieczona jak rak.

 Po jakimś czasie dojrzeliśmy do decyzji o zakupie porządnego sprzętu. Kosztował nas trzy stówki, ale chroni przed promieniami UV , daje konkretny cień, wiatru się nie boi , jest prostokątny, no i wzbudza zazdrość pozostałych plażowiczów. Co prawda jest kosmiczna różnica między 20 lewa a, 300 zł, ale co robić. Zdrowie najważniejsze. Przynajmniej dla nas.

Przy samym wyjściu natykam się na pana w ludowej , regionalnej czpeczce, dzielnie posuwa z żońą na plażę.

czapka1czapka 2

Zaglądamy do restauracji na śniadanie. Wszyscy z daleka zdrasti, zdrasti. Wala też już jest. Wiedząc , że zawsze jadam pileszkę ( rosołek z ryżem , makaronem, kurczakiem i       …      jogurtem – pycha ) pyta jeszcze dla formalności czy chcę piwo,  jasne że chcę i to „guliame”.  Iwonka szopską i kawę . Pusto jakoś , na plażę też nie walą tłumy. Tak zupełnie z niczego przychodzi do nas gospodyni i z powagą tłumaczy co i jak z pokojami. Śmiało rzucam, że w tym pokoju to możemy zostać już do końca. Niestety Nelka jak ją czule nazywaliśmy, jak zwykle wszystko miała obłożone ( jak mówi ) i koniec.  Udaje, że nie słyszała i nic nie wie o mojej sugestii pozostania w tym pokoju co jesteśmy do końca pobytu. Wychodzi na to , że będziemy się musieli przenieść do nowiutkiego apartamentu. Trudno , zgodziłem się wcześniej na takie warunki choć i tak uważam , że mnie Lachezar przekręcił mówiąc, że nie wpłaciłem zaliczki na pokój, który chcieliśmy. Przez sześc lat niczego nie wpłacałem i było ok. 

Ustalamy , że teraz trzy godzinki na plaży a po powrocie przeprowadzka. Wala oblatuje resztę rejonu i wpada pogadać. Okazuje się, że właśnie przyjechała na kilka dni jej córka,  przepraszam – doć lub doćka , trzeba uważać bo te słowa mają zupełnie inne znaczenie w naszych podobnych językach. Za nic nie można powiedzieć, że „ to moje dziecko , córka” !!! …. A więc przyjechała córka z mężem i wnuczką, że wkrótce nas ze sobą pozna. Opowiada o pracy w Obzorze, o domu , o normalnej pracy poza sezonem . Ma całkiem niezły układ . Pracuje tu w restauracji przez dwa i pół miesiąca , a do tego ma normalną pracę przez resztę roku w swoim miasteczku. Pytam jak to godzi . Okazuje się , że szczęściara ma porządnego szefa, który daje jej co roku te kilkadziesiąt dni bezpłatnego urlopu.

Pojawiają się nowi goście więc kończymy pogaduchy i idziemy na plażę. Gorąc jak zawsze. Klapki obowiązkowe , bez nich nie da się przejść po piasku nawet kilku metrów. Bałwany , że ho,ho.

SDC10507        SDC10506

Kładziemy ręczniczki przy samej wodzie, parasol nad nami i można odsypiać podróż.

SDC10471

 Długo nie wytrzymuję, raptem kilka minut i do wody. Fale spore ale bez specjalnego ryzyka.

SDC10474 

Znam się na tym. Sprawdzałem się tu już w beznadziejnych warunkach przy falach, które zabierały część plaży wraz ze mną, a kolejne wyrzucały mnie kilkanaście metrów z powrotem na brzeg. Ja,  wielkie i silne chłopisko wyglądałem jak  wymięty worek, taki wymoczek i tak też się czułem, do tego całkowicie wypompowany. Zresztą nie ma się czym chwalić.

Jesteśmy z dala od ratownika więc nie ingeruje.

 Skwar z nieba, dobrze, że leciutko wieje, da się przeżyć. Idziemy do barku.

SONY DSC

Podoba mi się ten Cafe Bar :) Wybór kaw jak widać spory.

SDC10514

Gościa z nocy nie ma za to jest szef . Biorę Szumenskie lodowate i „latte” dla Iwonki. Okazuje się , że szef jest rodzonym bratem tego młodego z nocy, że teraz oni we dwóch to trzymają. Opowiadam mu historię naszych pobytów w tym miejscu z ostatnich kilku lat, o Jezusie i innych chłopakach. Kiwa głową z uznaniem, ale w ogóle ich nie zna, dziwne. Zamawiam sobie miętowkę mieszaną z mlekiem i lodem . Zestaw może niektórych szokować, ale w tym upale smakuje wspaniale. O tym już wcześniej wspominałem.

 To tradycyjny, bułgarski drink. Obłok . Egzotyczne ale dobre i znane w całej Bułgarii.

SONY DSC

Nie jesteśmy zagorzałymi plażowiczami. Możemy trochę poleżeć , popływać , poczytać , generalnie wypoczywać, ale nie ma mowy o jakimkolwiek prażeniu się. Trzy godzinki i do domu. Zresztą tak robią wszyscy normalni ludzie. Na plażę idzie się tu rano, bawi do 11 tej i do domu, najlepiej pospać. Sjesta. Po południu większość wraca, kiedy nie ma już takiego upału. Dotyczy to w zasadzie wszystkich poza jedną nacją. W południe na plaży wylegują się na plaży, naoliwione jak kurczaki na rożnie, spalone na heban panie z  ….Polski. Tłuszcz ( oliwka ) aż kapie z ich spalonych ciał, fatalnie to wygląda, masakra. Część już poparzona, bo słoneczko pali aż się purchle niektórym robią. Czysta głupota.

Ciężko pod górkę, ale wracamy do biserowej restauracji. Piwko obowiązkowo. Czekamy na Nelkę. Wpada po chwili i wręcza kluczyk do pokoju  ? 107 , krzywię się trochę, bo miał jak już wcześniej wspominałem  207.  Niby identyczny, ale balkon ma tuż nad samym sklepem , no i niżej piętro więc każdy kto dołem idzie widzi co się u nas dzieje, lipa. Ale pal licho wchodzimy. Pokoik cacy, to jeden z tych nowych. Klima na maxa. Zmyliśmy z siebie sól i z przyjemnością zalegliśmy na zimnych prześcieradłach . Pokoik ładny, w końcu wszystko nowe. Wstaliśmy po dwóch godzinkach .

Ja na dół na piwko, Iwonka w tym czasie robi się na bóstwo. Idziemy w miasto, a raczej miasteczko. Przechodząc obok Trakijskiego, rezerwujemy stolik na później.

SONY DSC

SONY DSC 

Dalej na rynek , do kantoru, niby banku wymienić Euro. Od razu spinam się z baranem, z ochrony, który nie pozwala mi razem z żoną podejść do jedynego okienka, w jedynej kasie , w jednym pomieszczeniu. Kretynizm , jedna osoba i koniec. Głośno  wyrażam swoje niezadowolenie i ze złością wychądzę z tego zasr….  kantoru. Iwonka, osoba spokojna załatwia wszystko jak należy. Teraz spacer po zatłoczonym rynku.

Ciemno już.

Fontanna działa. Wszędzie kupa jakichś kuglarzy. Dwa pytony, ale zdjęć nie można im robić, … no jasne 🙂 .

 

IMG_4273

IMG_4280 

Piękne kolorowe papugi, mnóstwo samochodzików i innych kolorowych hałaśliwych zabawek dla małych i większych dzieci.  Niestety w tym roku amfiteatr pusty. Pierwszy raz nie trafiliśmy na festiwal zespołów dziecięcych z krajów morza czarnego i sąsiednich. Ruszamy deptakiem w dół. Tu zaczyna się główna ulica Obzoru. Wzdłuż niej setki straganów ze …wszystkimi pierdołami potrzebnymi do wyciągnięcia kasy z wczasowiczów. Czasem jednak trafiają się fajne rzeczy. Dotyczy to głównie wyrobów ludowego rękodzieła i miejscowych kosmetyków. Szczególnie różanych i lawendowych, z których słynie Bułgaria. Obchodzimy miasteczko wkoło, zaglądamy na chwilę do Shpar’a  i Czarnomorską wracamy do hotelu. Zostawiamy nowo zakupione pierdoły idziemy na kolację do Trakijskiego.

 Na kolacje rybki smażone, piwko i szopska jak zwykle.

    IMG_4260

 Po Trakijskim wizyta w naszej restauracji.    

SONY DSC

SONY DSC 

Dzień wcześniej przykukałem jak gość zamawia wielką nadmuchaną poduchę chyba z ciasta. Z komina walił dymek, wyglądało to świetnie i ciekawie. Przyznam , że długo szukałem tego cuda w karcie. W końcu wspólnymi siłami z Radinką ( zdjęcie ) udało się coś ustalić.

SDC10523

Po chwili wylądowała przed nami mniejsza wersja nadmuchanej gorącej poduchy. To było Foccacio tylko na wzór szefa kuchni,  nie powiem, fajny pomysł.

IMG_4299

Zjedliśmy. Piwo rakija i lulu.

 I tak będą wyglądały najbliższe dni.

17

Rano pobudka, specjalnie na wspaniały wschód słońca, doskonale widoczny od naszej strony. 

SONY DSC

SONY DSC 

SONY DSC

Morze wydaje się spokojne ale to pozory. Za dwie trzy godziny na pewno się rozkręci , zresztą już widać spore fale. Później zacznie mocniej wiać i się zacznie. 

 

SONY DSC

SONY DSC

Jeszcze trochę snu. Tak to wyglądało koło ósmej.

SONY DSC 

A już tak po dziewiątej 

SONY DSC

Śniadanko w restauracji na dole. Na śniadanie pileszka, smażony syrek kaszkawał i szopska jak zwykle.

Basen dla relaksu .

SDC10462

Później na plażę

Fale takie, że ratownik nie ma prawie roboty. Wszyscy grzecznie, tuż przy brzegu.

SDC10490SDC10478

 Jedna kipiel, nie ma żartów 

SDC10476

SDC10475

 

Idziemy do barku , tam piwko, latte, lody, jeszcze parę razy po łydki do wody i na górę. W naszej knajpie spotykamy znajomie wyglądających Polaków. Okazuje się, że to ci z galerii. Spotkaliśmy ich na plaży a raczej w wodzie, w 2010 roku . Pamiętam jak mówili , że mieszkają w galerii itd. Polecają nam wizytę w knajpie o magicznej nazwie „ RAJ” , gdzie podobno sie stołują. Co prawda po tylu latach eksperymentów wiemy o gastronomii Obzoru niemalże wszystko aczkolwiek Raj nigdy nas nie skusił. Po południu spróbujemy. Zobaczymy ten raj.

Wchodzimy. Stoliki , do niczego , takie zwykłe plastiki. Kelner miły, w przeciwieństwie do kelnerki. Wystrój, że pożal się boże. Część stolików, a raczej długich stołów umiejscowiona pod drewnianą wiatą, kilka osobnych poza dachem, ale na chodniku. Dostajemy kartę. Ceny jak w raju, po prostu z kosmosu. Przęgladamy kartę, dania takie sobie. Pizze, spaghetti i trochę bułgarskich grillowanych ryb i mięs. Jest coś konkretnego. Stek wołowy w sosie serowym „ola boga” z sera Roquefort, chyba. Do tego zapiekane ziemniaki. Nieźle się zapowiada. W czasie kiedy Iwonka skończyła swoje danie ja jeszcze czekałem, zapijając flustrację piwem. Wreszcie byk został pochwycony, zabity i udało się jakoś przyrządzić z niego to wyjątkowe danie. Za dziewięćdziesiąt w przeliczeniu  złotych dostałem kawał twardej, nie do pokrojenia zwykłym nożem zelówy, nie wspominając już o jej pogryzieniu, posypanej grubymi ziarnkami pieprzu. To wszystko zapieczone z serkiem pleśniowym niewiadomego pochodzenia, równie dobrze mógłby być to któryś z naszych polskich mnisich sekretów. W Bułgarii rzadko można spotkać w sklepie ser pleśniowy. My Polacy o dziwo mamy ich w sklepach całkiem sporo i to doskonałych. Wszystko to niemiłosiernie słone, tak jakby sos był z torebki.

IMG_4292

 

RAJ cholera jasna, byliśmy w nim dwa razy, pierwszy i ostatni. Pomyslałem sobie. Ludzie, tyle lat w Obzorze a jak mało wiecie o tutejszych restauracjach i dobrym jedzeniu. Może dla nich to było ekstra . No cóż .

Dalej spacerek po mieście, później do Trakijskiego na ….

SONY DSCIMG_4338

 

…  piwko i winko , do tego

        SONY DSCSONY DSC

miseczka Kavarny i i do domku.

    IMG_4340

Relaks, trochę śpimy. Wyglądam przez balkon. Już wieczór. Misza z dziewczynami usiłuje puszczać z wiatrem płonące lampiony. Coś mu jednak nie wychodzi i niczym płonące pochodnie spadają po kilkunastu metrach.

IMG_4311IMG_4312

  Schodzimy na kolację a tu niespodzianka, za chwilę występy bułgarskich tancerzy. Mężczyzna i dwie dziewczyny tańczą w ludowych strojach.

  SDC10525

  SDC10534

Przerwa w występie. Zamawiamy typową kolację. Piwo, rakija, kawa dla Iwonki i winko. Jeść się nie chce. Mimo, że późno to gorąco jak nie wiem co, wypite piwo znika z człowieka po kilkunastu minutach. Na szczęście wieje lekki wiaterek to przynajmniej nie pocimy się za nadto. Rodina się nieźle uwija , ale jak zawsze uśmiechnięta.

SDC10524

Knajpa prawie pełna. Nasz hotel jest pierwszy od plaży, tuż nad samym morzem to i interes się kręci. Po pewnym czasie nadchodzi czas kolejnego występu. Tańczą, pokrzykują i machają tak po bułgarsku nóżkami.

SDC10529

SDC10526

Wszystko do muzyki wygrywanej przez starszego, wąsatego  akordeonistę.

SDC10516

Tyle lat już na to patrzymy i się nie nudzi. Lubimy to.

SDC10532   SDC10518

Czekamy na ” biała rozę „, to najważniejsza ludowa pieśń i zarazem taniec w całej Bułgarii. Wiemy też, że równie popularny w Grecji, Macedonii, w zasadzie na całych Bałkanach. Tańczą go wszyscy od babć do maluchów , wszyscy razem, trzymając sie za ręce, bez wstydu. To wielki prestiż świetnie tańczyć biała rozę . Rywalizuja ze sobą chłopcy w młodym i starszym wieku, a i starsi panowie nabieraja przy niej niespotykanego wigoru .Fajna sprawa. U nas raczej nie do pomyślenia , no może tylko na Podhalu.

SDC10535

Co prawda Iwonka marudzi za każdym razem, żebym się podłączył, ale jakoś zawsze udaje mi się wykręcić. Poza rozą inne skoczne ludowe kawałki, przy nich panienki tak kręcą dupkami , że to aż niemożliwe :)

Poznajemy też rodzinę Wali. Córkę, męża i wnuczkę. Zawsze nas zastanawia , że młode Bułgarki wychodzą za sporo starszych od siebie mężczyzn. Może to pragmatyzm, może tradycja, ale rzuca się to w oczy.

Pod koniec wieczoru wpada Lubo pyta co piję, odpowiadam , że rakiję od niego z baru. Coś marudzi, mówię żeby nie kombinował , że jego jest świetna, ale że spokojnie wypiję tę barową, w końcu cały czas ją popijam. Ten obruszył się jak bym go obraził, prawie krzyknął na mnie i poleciał gdzieś na zaplecze. Przyniósł „domoszną” i to całą butlę , zapakował mi od razu całą czaszkę ( szklankę ). Sieknęliśmy po razie, posiedziałem jak zwykle do końca i po północy leżałem wykąpany obok Iwonki.

 18

 Rano kolejny wspaniały wschód słońca, wiatr i fale o tej porze minimalne. 

SONY DSC

   SONY DSC 

Na razie spokojnie. Pstrykam kilka fotek i kładę się z powrotem

 Wstalismy po ósmej, wyglądam, morze znowu buzuje, może już mniej, ale niepodoba mi się to wcale. Nigdy tak nie było, przynajmniej nie przez tyle czasu. Bardzo liczyłem na codzienne przesypianie dnia na dryfującym materacu.

W oddali duży żaglowiec , pewnie płynie do Neseberu.

  żaglowiec 1 

Klamka zapada, dziś jedziemy na naszą plażę . Do tej pory staraliśmy się nie podawać specjalnie informacji o jej położeniu.

SDC10497

Dzięki temu jest jeszcze dzika. W końcu to żadna tajemnica, ale jest tam spokój , cisza i praktycznie nikogo.

SDC10485

Co  prawda warunki takie można osiągnąć dopiero po kilkusetmetrowym spacerze, ale „coś za coś” . Plaża jakby węższa, fale zabrały sporo piachu, wkrótce go oddadzą, ale na razie zrobiło się pochyło. Na plaży my,  kilkadziesiąt metrów dalej  opalona pani w stroju Ewy

Ewa 2 plaża

i przez kilkaset metrów nikogo,

SDC10543

SDC10551

dopiero dalej jakieś parasole i kilka malutkich postaci. Dalej już tylko horyzont. Bajka. 

SDC10548

 Co prawda fale powodują lekkie zmętnienie wody, ale za to wyrzucają masę ładnych muszelek , a zwłaszcza białych, dużych przegrzebków,  których co roku przywozimy torbę do domu. Świetnie się prezentują białe jak śnieg, zebrane do kupy.  Zaczynamy więc od zbierania zanim zrobią to inni . Wbrew pozorom nie wszędzie znajduje się te muszelki. Co prawda w ciagu dnia przechodzi brzegiem może ze dwie pary i to w obie strony, ale wszyscy skutecznie zbierają to co morze wyrzuci na piasek.

 Najpierw muszelki, później słoneczko, książki, prasówka. Kąpiele i zwykłe wylegiwanie się .

 Nasza dzika plaża ma oczywiście i inne zalety, co nie jest bez znaczenia :) Czyściutka woda , piaseczek na dnie i na plaży, błękitne niebo , słoneczko , za plecami strome zielone zbocze , mewy , po prostu marzenie .   

SONY DSC 

 Dlatego warto się tu tłuc tyle kilometrów i zasuwać po piasku aż nogi rozbolą. Lekko zmęczeni wracamy . Mijamy wyschnięty na wiór szałas postawiony tu przed laty. Co roku ktoś w nim mieszka w starej przyczepie.. Teraz nawet jakby nieco rozbudowany.

SONY DSCSONY DSC

Ciężko się idzie po tak pochylonym brzegu. Jedna noga wyżej, druga niżej

 pochyło    

Dochodzimy samochodu. Teraz na bazarek i do hotelu. Bazarek to podstawa , co jakiś czas wizyta na nim jest niezbędna. Mimo dobrego jedzenia w restauracjach, poranne kanapeczki ze świeżymi pomidorkami , ogórkami i różnymi odmianami papryki wraz z jedynym i niepowtarzalnym w smaku serkiem KREMA są bezcenne. Do tego brzoskwinie we wszystkich rozmiarach i odmianach . To samo z winogronami . Dokładamy do tego owoce ,  figi, arbuzy, kilka rodzajów melonów, wszelkiego rodzaju warzywa , różne gatunki cebul i mamy wyobrażenie o możliwościach jakie mają tu ci , którym miesko – be . Robimy zakupki i dalej do miejscowego SHPAR’a. Sklep zatłoczony, bo ceny ma niskie. Przychodzimy tu po wodę, soki i  masło. Reszta jedzenia tu byle jaka , no chyba , że ktoś jest wielbicielem tanich marketów. Po chlebek latamy jednak do naszego małego sklepiku i to nie do nowego Nelki tylko u jej sąsiadki. Takie wiejskie mydło i powidło. Też tylko w takim można kupić oryginalną , pyszna Kremę. Ta z marketu przypomina szary gips. To wyjątkowe obrzydlistwo, które jest bardziej serkiem topionym niż twarożkiem. Chlebek normalny, taki powszedni ma wygląd naszego dużego z formy , tyle , że jest biały . W środku to raczej bułka , kruszy się mocno, ale w smaku niezły, niestety do kupienia jedynie w małych prywatnych sklepikach. Jest mnóstwo innego chleba, ale to zwykłe, krojone, paczkowane paskudztwa, które po tygodniu są o dziwo  jeszcze zjadliwe i zawsze smakują tak samo,  czyli byle jak. Szukam jeszcze różanego eliksiru w litrowym kartonie ale nigdzie nie ma. Co roku przywożę do kraju cały karton tego różanego cuda. To taki różowy, słodki  nektar o niezwykłym smaku.

Wracamy do domku . Pod wieczór bierzemy przywiezione z kraju prezenty dla naszych znajomych.

 ( duże paczki kukułek i raczków , tak pysznych cukierków tu nie ma. Do tego pakowane eleganckie zestawy różnych miodów pitnych i nalewek babuni w niedużych 200 ml buteleczkach. Pakowane po trzy , w różnych smakach, ładna rzecz). 

IMG_6334[1]

IMG_6285[1]

I ruszamy na spacer po miasteczku. Teraz kolejno, wizyta w knajpkach wg trasy 🙂 Tu winko , tam piwko, prezencik , rakijka, szopska . Wszyscy niezwykle zadowoleni . Nagle telefon. Dzwoni do mnie kolega Jeżyk i mówi , że chciałby pogadać o Bułgarii , zapytać o coś itd. Mówi do mnie „ ty się znasz , tyle razy byłeś ” pytam go czy się wybiera , a on , że właśnie jest z rodzinką w  Słonecznym Brzegu . Myśli , że jestem w Polsce . Miałem już sobie trochę pożartować, ale że rozmowa wcale nie najtańsza szybko go poinformowałem, że aktualnie bawimy trzydzieści kilometrów od nich. Trochę był zaskoczony, ja w sumie chyba bardziej. Nas można byłoby podejrzewać o nagły, spontaniczny wyskok np. gdzieś na południe . Znając Jerzego raczej nie. Umówiliśmy się na kolację w Neseberze i poszliśmy do naszej restauracji. Pogadaliśmy z dziewczynami i Walą . Nagle zobaczyliśmy wspominanego na początku Wlado, super fajnego chłopaka z Velikego Tyrnowa, który pracował tu wcześniej. Pogadaliśmy, powspominaliśmy, dowiedzieliśmy się co u niego . Nawet Nelli się pokazała, burknęła tym swoim wymuszonym uśmiechem  „ zdrasti „ pomarudziła coś o jakimś apartamencie, że nas jutro przeniesie do nowego  takiego jak chciałem czyli z wielkim balkonem  i gdzieś poszła. Coś mruknęła jeszcze o tym żebym rakiji nie popijał piwem . Zupełnie nie wiedziałem o co jej chodzi . Nie mówię , że czuję się po takim zestawie trzeźwy, ale też trudno posadzić mnie o pijaństwo . Zreszta Lubo łatwiej się nakręca. Dlatego szybko spyla, a i agresywny jakiś się robi. Jak raz 🙂 zjawił się Lubo, zwyczajowo zapytał „ kak jest , dobre ? ” po czym widząc ,że piję rakiję coś tam mruknął o domasznej. Co było robić , walnęliśmy po jednej , dałem spróbować Iwonce czym skutecznie ją wypędziłem do pokoju . Poprawiłiśmy jeszcze raz i zostałem w knajpie sam . Towarzystwo posprzątało , rozliczyło się , zjadło i poszło do domu . Wypiłem do końca piwko i też się spakowałem. Włączyłem jeszcze komputerek i zacząłem kombinować z Transalpiną. Informacje na jej temat były skąpe , do tego nieco straszne.

Za to zdjęcie mocno kuszące. TRANSALPINA – niezła :)

Transalpina road crossing the mountains

Gdzie nie próbowałem się o niej czegoś dowiedzieć, to wszędzie było , że nieprzejezdna , że tylko przez dwa miesiące latem. Śnieg leży, zaspy po dwa metry. Opisy mrożące krew w żyłach. Zdarzało nam się już jeździć w nocy po górach, we mgle i to właśnie w Rumunii. Trasa Transfogarska ma swoja markę . Pierwszy raz śmignąłem po niej w nocy we mgle. Do tego nie mając absolutnie żadnej świadomości gdzie właśnie jesteśmy i co tak wysoko robimy , i co jest jest przed  nami a już szczególnie obok nas. Było to dziełem przypadku i …płaskiej, szarej mapy. Stojąc w 2007 roku w kilkunastokilometrowym korku przed Rimnicu Vicea . Wykombinowałem sobie , że można dojechać do Sibiu inną drogą , wg mapy niewiele gorszą. Niestety mapa nie była fizyczna, ani zbyt dokładna . W ten sposób dokonaliśmy sporego wyczynu pokonując tę trasę po omacku , w niemałym strachu. Nawet nasza bardzo odważna córka kazała mi  się „ gapić na drogę ”  a nie rozglądać po przepaściach. Na szczęście skończyło się to wszystko dobrze i zaowocowało trzykrotną ( rok po roku ) przejażdżką Transfogarską w kolejnych latach. No, ale Transalpina miała wyjatkowo złą sławę . Wybudowali ją Niemcy w czasie II wojny. Opinia , że samochód osobowy nie podoła a jeszcze jak trafię na mgłę, a już nie daj Boże chmury to jak nic spadniemy gdzieś w przepaść, albo będę tam kiblował w samochodzie do końca lata czekając aż jakiś drugi desperat na nas wjedzie i razem spadniemy w przepaście. 167 kilometrów, po szczytach i przełęczach . Droga przez mękę , 2200 m npm. Jednak ciekawość na pewno ostatecznie weźmie górę nad rozsądkiem. Zobaczymy

 Palnąłem lufkę i poszedłem spać.

19 

Wstajemy wcześnie rano. Szybka kąpiółka, łapiemy ręczniki i inne plażowe graty, i biegiem na dół . Pierwsi łapiemy pileszkę i piwo. Teraz szybko podjeżdżamy na naszą plażę.  Skąd ten pospiech. Ano, o tej porze morze jeszcze bardzo spokojne. Może się tak utrzymać nawet do dziesiątej, no i dodatkowo plaża absolutnie pusta.

Fale sporo mniejsze , rano nawet małe bez pieniących się bałwanów.

SONY DSC

SONY DSC

I znowu swobodne kąpiele , pełen luz, gorący piasek , rewelacja.

 Pogoda „jak drut”

SONY DSC

SONY DSC

 Po południu zjawiło się koło nas dwóch chłopaków z deskami surfingowymi. Nie wypadało ich przepędzać, ale nie byłem zadowolony, mogli iść w obie strony po kilkaset metrów, nie było już nikogo, a ci akurat tutaj. Śmieszne ludki, deski jakieś dziwne, małe wiosełka , fale ledwo do kolan a ci będa surfować. Może chodziło to, że w pewnwj odległości od brzegu zwykle jest płycej, ale nie znam się. Przyglądanie się im zaczęło nas w końcu bawić . Pakowali się na te deski by po chwili być już w wodzie. Pokraki straszne. Porażka. Nie wiem skąd w nich było tyle zapału, bo po każdym fiknięciu prąd i wiatr znosiły te dechy daleko. Musieli je gonić, później wracali , pakowali się na nie i od nowa . Beznadzieja, jaki kraj tacy surferzy.

SDC10562SDC10561

Wróciliśmy do hotelu a tu nasza droga Haziajka wyszykowała nam zmianę . Do końca pobytu przeniesiemy się do kolejnego apartamentu,  jak to nazwała , skąd jest widok na „morie i guliamy taras „ kak ty iskał ”. No i zaczęło się .

 Zajrzałem i od razu się skrzywiłem. Poznałem stary mały pokój za 18 € , mieszkaliśmy w nim kiedyś przez dwa dni czekając aż zwolni się apartament. Okazało się, że pokój owszem, ma teraz duży balkon, ale nie szerszy tylko dużo głębszy. Dobudowano kawałek, przez co jest teraz mocno ograniczony ścianami. Słońca prawie w ogóle. Czułem się na nim jak w uchylonym pudełku zapałek.

SONY DSC

Pokój mały, ciasny, byle jaki, ten sam co przed remontem tylko wtedy kosztował 18 €  a to nie 43 € jak za apartament . Na schodach spotkałem ciemnej karnacji pokojówkę , mówię do niej „dobry dan” a ta do mnie po polsku „dzień dobry”” i czyściutką polszczyzną „dziękuje za pozostawienie pokoju w takim stanie”. Mówi, że nie zdarza jej się tylko wymienić pościeli. Pytam skąd zna polski a ona, że kilka lat pracowała w Ustce a tata jest Polakiem. Zadowolony byłem, że wreszcie będzie można z kimś pogadać łatwiej niż w mieszanym słowiańskim. Zawsze jak by coś było pod górkę , to dziewczyna przetłumaczy.

 Cena jaką do tej pory płaciliśmy za apartament wynikała z jego atrakcyjności i tak było w latach poprzednich gdy pokoje były na słoneczną stronę a taras był tak duży, że spokojnie mógłbym na nim postawić Toyotę i jeszcze byłby luz. Normalny pokój dla dwóch osób oscylował w granicach 20-25 € . To, że płaciliśmy 43 € to był nasz wybór. Było nas dwoje w czwórce, z pięknym widokiem na morze, z tarasem na którym spaliśmy, opalaliśmy się , robiliśmy śniadanka, kolacje, elektrycznego, ale zawsze grilka, tak naprawdę mieszkaliśmy na nim z rzadka bywając w pokoju. Tu za tę ciemna klitkę, apartament jak nazwała to Nelka , trzeba było jej zapłacić jak za tamte. Mało tego, poprzedni pokój musieliśmy szybko opuszczać bo miała go już zarezerwowany dla nowych gości.Przenieśliśmy się bez szemrania, ale z lekka wkurzyliśmy. Usiedliśmy na walizkach zastanawiając się co dalej. Rozważaliśmy za i przeciw.

Nasz stosunek do  BG w tym roku różnił się nieco od tego z lat poprzednich. O ile przez poprzednie lata przymykaliśmy oko na wszelkie niedociągnięcia to w tym roku było zupełnie inaczej. Już sam przyjazd do Bułgarii w tym roku był zupełnie przypadkowy i trochę wymuszony perspektywą czekającego nas po urlopie remontu całego mieszkania. Plany były zupełnie inne. Uradziliśmy wtedy jednak, że Rumunia a później Bułgaria nie zdemolują nas aż tak finansowo jak zaplanowane wcześniej Włochy. Postanowiliśmy, że w ten sposób ostatecznie na kilka lat zamkniemy ten kierunek letnich wyjazdów i z takim nastawieniem tu jechaliśmy. O ile Rumunia jak zawsze zaskoczyła nas na plus to w stosunku do Bułgarii nie byliśmy w tym roku już tak wyrozumiali. Zaczęło się w Kaliakrii kiedy nie mogłem zapłacić kartą. Później zmiana załogi w naszym barku, pogoda, mam na myśli fale przez cały pobyt, też zrobiły swoje . W końcu Nelka i jej syn , którzy zamienili nam czerwcową rezerwację starych pokoji na nowe tłumacząc się nie wpłaceniem kaucji. Przez poprzednie lata nikt ode mnie nie wymagał żadnego zadatku. Zamiana tego już zamienionego pokoju na jeszcze inny, a teraz na kolejny dużo gorszy. Ostartecznie już na miejscu okazało się , że będzie jeszcze inny. Teraz ta zamiana z lepszego na gorszy mimo deklaracji , że będzie odwrotnie. Nie !!! Czara goryczy się przelała. Nie jestem jakimś cieciem, żeby mną tak poniewierać. Iwonka stwierdziła, że „ nie będzie Nelka pluła nam w twarz ” i poszedłem na dół zaprotestować . Zastałem syna, znaliśmy się od lat . Tłumaczę mu, że pokój jest o dużo niższym standardzie niż miał być. Że nie chcemy w nim być. A on do mnie, że „ o co chodzi, przecież to apartament z dużym balkonem”  Ja zaś, że apartamentami można nazwać pokoje w których do tej pory byliśmy, ale nie tę klitkę . Mówię , że w ostateczności możemy tu przekiblować te trzy – czy cztery dni, ale nie za te pieniądze. On, że może mi te pieniądze oddać . A ty sk….  Pomyślałem . Przez sześć lat do ciebie jeździmy, płacąc najwyższą stawkę za żadne luksusy, przymykamy oko na wszystkie wady i niedociągnięcia a ty synku mówisz mi , że ci jest wszystko jedno czy my tu zostaniemy czy nie .

No i klamka zapadła . Zastanawialiśmy się chwilę, rzuciliśmy okiem na inne pensjonaty w Obzorze. Zadzwoniliśmy do naszych znajomych pytając czy jest coś wolnego u nich w Słonecznym Brzegu i było , ale drogo, dwa razy tyle. Po dwóch godzinach rozliczeni z Bisserem, wylądowaliśmy w Galerii .  Wcześniej zajrzeliśmy do naszej restauracji powiadomić znajomych o naszej decyzji. Jedna z dziewczyn od razu stwierdziła , że pani jest „crazy” , że po tylu latach robi nam takie numery. Inna , że to nic nowego , że różnie tu bywało. Uspokoiliśmy towarzystwo zapewniając , że nie obrażamy się na cały hotel i będziemy nadal ich odwiedzać. Już prawie na ulicy trafiamy na Nelkę . Coś tam marudzi, takie swoje pierdoły. Mówię, że pokój ten nie ma nic wspólnego z apartamentem, chyba tylko cenę i inaczej się przed przyjazdem umawialiśmy. Nie kłóciłem się specjalnie , może ton mojego głosu był stanowczy. Przeprosiłem za to chwilowe zamieszanie nowo wprowadzających się Polaków, którzy byli świadkami naszej rozmowy. Gość z rozbrajającą szczerością odpowiedział, że są tu już czwarty raz i nie takie rzeczy w tym hotelu widzieli. Byliśmy zaskoczeni, bo przez lata wydawało nam się, że wszystko jest w porządku. Wiedzieliśmy , że nasza gospodyni nie jest specjalnie towarzyska i rozmowna, ale przecież nie każdy rodzi się szeroko uśmiechnięty. Parę kroków dalej spotkaliśmy kolejną osobę z obsługi i też usłyszeliśmy to i owo i to , że przez głupotę i chytrość Nel straci kolejnych gości. Nawet broniłem Nelki trochę, ale tu usłyszałem , że Nelka dopiero wtedy usiądzie i pogada, może się nawet uśmiechnie jak wszystkie pokoje są zajęte, i nic nie stoi puste, niestety to prawda. Znając nas, przyzwyczajona do tego, że na wszystko się zgadzamy i nigdy nie protestujemy, wykombinowała sobie, że połata dzięki nam wszystkie dziury i kaska się będzie zgadzała . A tu figę. I w ten piękny sposób zamknęliśmy długi rozdział historii naszych pobytów w Bułgarii.

 Doszliśmy do wniosku, że jak tak, to skrócimy pobyt w tym kraju o jeden dzień i wykorzystamy go na Rumunię. Po kilku minutach byliśmy w Galerii.

Sporo osób z Polski , których wcześniej spotykaliśmy mówiło , że mieszkają w Galerii . Wiedzieliśmy, że jest to nowy kilka lat temu wybudowany kompleks hotelowy położony na wzgórzu  przy drodze na Burgas. Nigdy się nim specjalnie nie interesowaliśmy gdyż mieszkając w Bisserze był nam całkowicie obojętny i mało atrakcyjny. Mnóstwo pokoi, setki ludzi, do tego daleko od morza. Żadna atrakcja. Nijak miało się to miejsce do naszego do niedawna ulubionego, kameralnego hoteliku z własną knajpą. Do tego położonego najbliżej plaży, skąd Iwonka stojąc na tarasie machała mi gdy byłem w wodzie, wołając na obiad. Nie rozumieliśmy co może być fajnego w jeżdżeniu na wczasy do takiego molocha. Stwierdziliśmy, że jak i tak jeździmy na naszą plażę, to w zasadzie jest nam wszystko jedno czy mieszkamy bliżej czy dalej od morza . Może trochę daleko do centrum miasteczka , no bagatela 600 m :). No i jeśli mamy tu być jeszcze tylko dwa lub trzy dni to co nam zależy.

W recepcji miła pani za 40 € za dobę wręczyła nam klucze od studio jak to nazwała. Wjechaliśmy do środka, zaparkowaliśmy pośród prawie wyłącznie polskich samochodów i to głównie z ..Radomia. Weszliśmy na pierwsze, a raczej Iwonka , bo ja mając okazję od razu skorzystałem z ……windy.

Otworzyliśmy drzwi i ukazał się nam za nimi długi korytarz z ładną łazienką po jednej stronie, kuchnią na całej długości po drugiej, zakończony dużym pokojem i wyjściem na balkon.

Z pokoju wchodziło się do sypialni . W pokoju telewizor, klima. Zdziwiła nas trochę świetnie wyposażona kuchnia .

SONY DSCSONY DSC 

Śmieszna ta Nelka, od tego roku wprowadziła zakaz gotowania w pokojach czegokolwiek , nawet herbaty pod karą iluś tam Euro. Może i był wcześniej, ale się do nas nie przyczepiała, bo mimo zaglądania sporadycznie do różnych knajpek na mieście i notorycznego jadania obiadów i kolacji w Trakijskim, zawsze byliśmy u niej rano, po plaży i zawsze po powrocie z miasta. Swoje i tak zostawialiśmy.

A herbata ? no cóż . Rozumiem, że własna restauracja restauracją, ale akurat pojęcia o herbacie to Bułgarzy nie mają żadnego. Piją taka najtańszą lurę i taką też podają w restauracjach.

Wracając do kuchni , było w niej wszystko. Wyjrzeliśmy na mały balkonik a tu przed nami nawet spory basen, brodziki dla dzieci , mnóstwo leżaków, i krzesełek.

SONY DSC

W dali widok na dalekie morze. i wschodzący księżyc.

SONY DSC

Nie wyglądało to najgorzej. Porównanie standardu Bissera do Galerii było nietaktem w stosunku do Galeri, ale tarasy, bliskość morza, restauracja, okoliczne knajpki i sklepiki robiły tam swoje. Przeraziły mnie tylko dwie rzeczy. Jedna, to kilka rodzinek przy pustym basenie drących mordę po polsku. Do tego na każdym balkonie rodacy zapijający się czymś pewnie polską, przywiezioną z kraju wódą, rozmawiający ze sobą, a raczej nawołujący się między balkonami a basenem w mało wyszukanym języku. Po tym można naszych poznać wszędzie, niestety. Druga to dwa wspominane wcześniej drewniane łóżka w czymś zamykanym, szklaną ścianką, nie wiadomo po co.  Niby nic, ale stały po przeciwnych stronach sypialni. Myślałem, że je zsunę, ale od materaca jednego i drugiego łóżka do jego krawędzi lekko 10 cm. Jakiś idiota wymyślił pokoje dwójki z osobnymi łóżkami.

SONY DSC

Zgłośiłem ten fakt pani w recepcji, zdziwiona nie wiedziała o co mi chodzi. Wytłumaczyłem lasce grzecznie, pytając czy chciałaby ze swoim chłopakiem lub świeżo upieczonym mężem pojechać na wczasy do hotelu gdzie w sypialni są dwa wąskie , niemożliwe do zsunięcia osobne łóżka. Wtedy dopiero załapała i skazała , że razbira i tyle. Pytam czy jest WiFi , a jakże bez problemu. Dobra pomyślałem damy jakoś radę.

Rozgościliśmy się nieco i umówiliśmy z Jeżykiem na kolację w Neseberze. Wykąpani poszliśmy w miasto. Tradycyjny obchód, nic nowego, nie ma co się rozpisywać, jak zwykle spacer, kolacja w Trakijskim.

 Tym razem był Lasko. To niesamowity facet. Jego wiedza na temat piłki nożnej jest niewiarygodna . Wie wszystko o wszystkich. Nawet nasza liga nie ma przed nim tajemnic. Dlatego lubię z nim o tym wszystkim gadać. Do tego ma nosa, rzadko się myli. Zaimponował mi szczególnie dwa lata temu gdy Legia potrzebowała do awansu niemożliwego, czyli odrobienia strat z Warszawy i zwycięstwa w Moskwie. Przy obiedzie stwierdził, że spokojnie przejdziemy, bo Spartak jest zbyt pewny siebie. Moja wiara w Legię wydaje się nieograniczona więc liczyłem na cud, dwubramkowy remis i dogrywkę. Gdy legia znowu przegrywała 0-2 ten mówi , że spoko , wygrają ! Popukałem się grzecznie w czoło i ……… stał się cud  legia wyrównała, a w ostatniej minucie strzeliła na 3-2 . PROROK ? !!! Dlatego lubimy sobie pogadać. Zresztą Laszko zawsze wyszykuje mi piwo w całkowicie zmrożonym kuflu , cały jest wtedy oszroniony , a w tym upale świetnie to wygląda i smakuje.

   p ‫ zimne

                                           Do tego sprawdzone już rybki.

 

IMG_4260 

Na kolację mała sałatka z pomidorów ( chyba z kilo ) . Ale pachną !  Jak żadne inne. Trudno uwierzyć, ale ten drugi talerz to już jak zjadłem jej  2/3.

IMG_4343

IMG_4345

Po godzince może dłużej daję się jeszcze skusić na moją ulubioną Kavarnę , to coś na kształt gulaszu, ale tu jest wszystko smaczne .

 IMG_4259

No i do tego nieśmiertelny chliab. Z tym chlebem to jest tak : Chliab jest osobnym daniem . Trzeba uważać przy zamówieniu gdyż to co u nas jada się naturalnie z chlebem , tu jest podawane bez. Jak się nie zamówi, to się nie dostanie, człowiek zamawia jakąś czubrę a staje przed nim goła micha i koniec. Za każdą kromkę chleba osobno się płaci, zresztą kelnerka zwykle pyta ile chcemy kromek. Odwrotnie jest w domach przy proszonych obiadach. Bez względu na to co znajdzie się na stole i tak będzie na nim chliab. Pamiętam czas gdy byłem piętnastolatkiem, jeździłem z rodzicami na wczasy do znajomych, do Miczurina, teraz to Carewo i nasi gospodarze szykowali dla nas wspaniałe obiady. Bardzo chcieli nam się przypodobać podając schabowego z ziemniakami ( a czasy były ciężkie , z mięsem w komunie wszędzie był kłopot, no może poza ZSRR gdzie lądowały wszystkie świnie z krajów wielkiego dobrobytu czyli demokracji ludowej ) A więc na stole stanęły talerze z drugim daniem a obok, obowiązkowo pokrojony w grube kromki chliab. Innym razem na stole owoce , arbuzy , melony i ….chliab.  Taka tu tradycja.

Zjadłem swoje , pomogłem Iwonce a pod koniec kolacji dostaliśmy prezent od szefa , dzban  „domasznego”  wina.

 Bez problemu daliśmy mu radę , nawet dostałem dolewkę. Szef jak zwykle w marynarskiej koszulce z pięcioletnią wnusią na kolanach,  znamy ją od urodzenia.

W trakijskim o miejsce trudno, szczególnie o tej porze.

IMG_4254

IMG_4256

 Spacerkiem wracamy do Galerii .

SONY DSC

Jest już dobrze po północy. Nie rezygnuję jednak z kapieli …… w basenie. Dwadzieścia minut w oświetlonym basenie dobrze mi robi 🙂  

 SDC10600      SDC10586

Zaraz po moim wyjściu cieć zgasił światła , chyba czekał na mnie ? :) ?

 

SDC10584       SDC10580

 

20 – dziś Neseber

Wyszedłem na balkon, pogoda marzenie .

SONY DSC

Rano posuwam na bazarek i do sklepu. Jest Krema :) Zjadamy świeżutkie śniadanko. Po nim idę na basen .

SONY DSC

 W nim sami Polacy. Jest kilku panów zaliczających długości dla samego ich zaliczania . Sami wysportowani zawodowcy . Dobrze wiem , że to poza. Wyjątkowo dla przyjemności przepływam kilka basenów. Panowie rozpoczynają pewien rytuał. Zaczyna się festiwal skoków. Paralityki pomyślałem patrząc na te popisy. W tym jestem dobry, w chwaleniu się też. Przyznam lubię siebie i dobrze oceniam swoje możliwości. Ku swojej pysze pozwalam się wciągnąć w ten rytuał. Oczywiście nikt się nie zna i do nikogo nie odzywa. Odstawiam  trochę pokazowego skakania. Mimo tuszy potrafię jeszcze coś pokazać w tym temacie. Po chwili towarzystwo zaczyna pływać pod woda. Siedzę sobie na słoneczku i patrzę jak pokonują dzielnie kolejne metry. Osiem, dziesięć , jeden z nich z dumą wypłynął nawet za połową basenu. Z uznaniem spojrzałem na gościa, jednocześnie śmiejąc się w duchu, „ źle trafiliście robaczki” . To akurat mój popisowy numer. Lekko wskoczyłem do wody, oparłem się o ściankę basenu, rozejrzałem i w odpowiednim momencie ( prawdziwy samiec wie kiedy jest ten moment , szkoda , że żadnych panienek nie było ) zanurzyłem się. Spokojnie dopłynałem do końca basenu, przepchnąłem się jeszcze przez kolumny łączące go z częścia dla dzieci, dopłynąłem do jej końca , tam zawróciłem i wynurzyłem się przy kolumnach niespecjalnie zmęczony. Szkoda , że nie mogłem płynąc jeszcze dalej, po normalnym torze. Nie było tak łatwo jak dawniej, sadełko dupsko wypycha na powierzchnię, ale najważniejsza jest technika , gównie oddychania. Nikt po sobie oczywiście niczego nie pokazał, ale widzieli i oto chodziło. Jak pokerzyści. Odwróciłem się . Stanąłem przy słupkach i w drugą strone powtórzyłem to samo. Bez żadnych emocji zlustrowałem nieruchomą taflę wody mając oczy na jej poziomie,  ukrywającprzy tym pod wodą spory wydech, po czym śmignąłem pod wodą do drabinki po przeciwnej stronie basenu i równie beznamiętnie się oddaliłem. To był takie śmieszny pokaz , ale panowie to lubią, Czułem się wspaniale. To zawsze działa. Śmieszne to , ale …. takie życie. Panie robią to samo , tylko w iinny sposób , do tego non -stop i to w wiekszej skali.

 Teraz  na plażę. Woda dzisiaj w miarę spokojna.

SDC10544   SDC10543

Żyć nie umierać 🙂 

Przyjemnie jak zwykle. Spokój spokojem, ale poszedłbym gdzieś wypić zimne piwo. Niby mam zimny napój w butelce – termosie ale  ….

Znudzeni trochę, zbieramy muszelki. Mewy równie znudzone siędzą wkoło.

SONY DSC

SONY DSC

Sami chcieliśmy tej samotności. Zwijamy się po kilku godzinach i wracamy do Galerii. Wypoczęty jestem do bólu, aż nogi bolą, ale o to chodziło , żeby wreszcie nie robić nic. Po drodze zaglądamy jeszcze do Trakijskiego coś przekąsić.

Bułgarskie spagetti , szopska i po sprawie. 

IMG_4303

szopska tr

 

Odpoczywamy trochę przy basenie. Szykujemy się i jazda do Neseberu.

Cd  – część 11

Neseber 2013 ,  Obzor, most w Ruse.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *