Część 1
Jazda
Warszawa – Miskolc Tapolca
Pierwszy cel – TOKAJ , później Budapeszt koniecznie przez Hortobagy, Wiedeń i jak zdążymy to chwila w Bratysławie. To plan na ten wyjazd, a w zasadzie to tylko szkic. Tokaj na pewno, w końcu jedziemy odreagować i trochę się upodlić, a reszta , zobaczymy.
Ruszyliśmy jak zwykle na noc, o drugiej, żeby nad ranem być na Węgrzech . Droga spokojna jedziemy trasą na Rzeszów , Barwinek , Kosice Miskolc. Jak zwykle 🙂 Rano mijamy granicę i lecimy przez Słowację . Nie zatrzymujemy się poza jednym miejscem .
Tuż za Polską granicą kilka lat temu , skracając sobie drogę z powodu jakiegoś korka. Przejechaliśmy przypadkiem przez Bieszczadzkie ostępy i połoniny. Wyrwaliśmy w małą asfaltówkę za terenówka na rzeszowskich numerach , wierząc , że gość prawie miejscowy , z widoczna nawigacją ,wie co robi . Asfaltówka z czasem przeszła w szutrówkę , dalej w wąska polną drogę wijącą się i wspinającą na leśne urocze polany. Maździa jak zwykle nie poddawała się , my też . Jechaliśmy za jakimś Pajero dzielnie dotrzymując mu kroku. Nagle przed nami ukazał się szeroki strumień , może nie specjalnie głęboki ale kto wiedział jakie ma dno. To co dla Pajero było bułką z masłem dla Maździ wyzwaniem. Pajero śmignęło przez wodę , ja zaś zawahałem się . O dziwo kierowca przed nami zatrzymał samochód za strumieniem i czekał na coś nie wysiadając z wozu . Ludzki człowiek , pomyślałem Czekał, żeby zobaczyć czy damy radę . Z pewnymi emocjami , powoli, Maździe jak zawsze dała radę . Przeszła bez bólu . Samochód przed nami pomknął przez zielone polany , my za nim. Widoczki mieliśmy , marzenie. Jazda wśród wysokich traw po ledwo co wyjeżdżonych śladach po kołach. . Rewelacja . Dojechaliśmy wreszcie do jakiegoś asfaltu . Patrzymy a po lewej coś na kształt gospodarstwa. Straszna bieda . Chaty z desek . Stodoła , jakieś szopy . Wszystko z niedochodzących nawet do siebie desek . Dramat jakiś . Ale , proszę bardzo antena satelitarna , jedna , druga , jakiś rozklekotany samochodzik. Jacyś Cyganie albo bardzo biedni Słowacy. Dla nas warunki niespotykane i nie do pomyślenia. Niestety w tych rejonach widok takiej biedy nie jest rzadkością . Trzeba tylko zjechać z głównej drogi. To było cztery , czy pięć lat temu.
Nie mówiąc nikomu dlaczego zjeżdżam z drogi skręciłem w jakąś boczna . Tak na oko . Wiedziałem , że któraś z nich będzie tą z chałupą . Oczywiście zakładając , że ten skansen jeszcze stoi. Po kilometrze od razu zobaczyliśmy to miejsce. Wyglądało trochę lepiej , stało coś murowanego , więc jest postęp ale reszta jak dawniej.
Starym zwyczajem wisiały na mostku i płotach uprane ??? dywany. Satelity , a jakże. Samochód.
Rzuciliśmy okiem i ruszyliśmy do Preszov.
Po niecałej godzinie zatrzymaliśmy się pod zamkiem ……….
Chcieliśmy go obejrzeć z bliska. Podjechałem nawet pod samo wzgórze ale drogę jak zwykle blokował znak zakazu. Na Słowacji wart poważania. Zamek , opustoszały, do tego zmęczenie skutecznie zniechęciły nas do górskich spacerów. Mogłem co prawda wjechać dalej ale przy życzliwości naszych południowych braci i znajomości ich obywatelskiej postawy, świadomość nieuniknionej pokuty skutecznie zniechęciła mnie do tego kroku.
Wjechaliśmy gdzieś nad brudna smródke , dookoła krajobraz śmietniska, stąd jednak mieliśmy dobry widok na zamek . Przez lornetkę ale zawsze.
Niedaleko stała tablica z mapką informująca o pobliskich atrakcjach i szlaku je łączącym .Ładnie się nazywała. Na pierwszy rzut oka ciekawa trasa rowerowa . Może kiedyś .
Po chwili odpoczynku ruszyliśmy przez Kosice na Miskolc skąd już do Tokaju niecałe 50 km. Na pomysł odświeżenia się w basenach Tapolca , ekipa przystała bez mrugnięcia. Dla nas z Iwonką miałoby to być trzecie podejście , po dwóch wcześniej nieudanych. Raz dojechaliśmy tam w nocy . Drugi raz o świcie. Mimo to nie chciało nam się czekać wtedy na otwarcie i „biegiem” jechaliśmy do niedalekiej już Polski. Obiecując sobie , że już następnym razem …. J Zaparkowaliśmy bez problemu. Kompleks basenów termalnych Tapoca położony w pięknym parku we wspaniałej dzielnicy willowej. Bardziej nazwałbym to podmiejską miejscowością letniskową . Weszliśmy do środka mniej więcej wiedząc co nas czeka . Że baseny będą ciepłe i częściowo w naturalnych jaskiniach. Zakupiliśmy bilety . Cena powiedziałbym niska , do tego za cały dzień, a nie za dwie czy trzy godziny. Ruszyliśmy do środka .
Na pierwszy rzut oka nieźle, tylko woda jakaś chłodna. Okazało się , że owszem jest kilka miejsc z ciepłą, jednak w jaskiniach ma normalną basenową, że tak to nazwę temperaturę .
Jaskinie jak najbardziej , fajnie oświetlone , przejścia wąskimi tunelami. Dużo różnych zakamarków. Jaskinia z fontanną w środku, nad głową kopuła jak w planetarium ze widocznym nieboskłonem do tego ciemno tylko woda podświetlona.
Kręciliśmy się po podziemnych korytarzach odkrywając co raz nowe miejsca. Nam starym wyjadaczom jeśli chodzi o wszelkie Aquaparki szubko się jednak znudziło.
Wyszliśmy z tej plątaniny podziemnych korytarzy na zewnątrz gdzie znajdowały się jeszcze normalne baseny , brodziki dla dzieci i dużo miejsca do opalania na zielonej trawce.
Wypiliśmy piwko , pochlupaliśmy się jeszcze trochę i tyle. Dobrzrze nam to zrobiło po długiej podróży.
W sumie fajne miejsce , blisko miasta, niedrogo, na powietrzu , zielono, woda przyjemna. Nie jakiś tam wielki kompleks z ogromnymi zjeżdżalniami , tysiącem rozkrzyczanych dzieci i ceną z kosmosu za wejście na trzy godziny. Tylko pozazdrościć. Jeszcze tylko kilka € za parking i do …… Tokaju.
Po niecałej godzince widać samotną górę Tokaj . NIby nic ale sama jedna w okolicy, pół kilometra wysokości, typowo wulkanicznego pochodzenia i też wygląda jak wulkan z dużym masztem radiowo- telewizyjnym na szczycie. Na całej niemal górze winnice i charakterystyczny wielki napis z nazwą szczepu winogron na niej uprawianych.
Cd Część 2